7 kwietnia Alfréd Wetzler i Rudolf Vrba rozpoczęli swoją ucieczkę z Auschwitz. Przy tej okazji małe uzupełnienie tego, co nie pojawiło się w książce.
Ale zacznijmy od początku...
Kim byli Wetzler i Vrba?
Rudolf Vrba
Urodził się w 1924 roku w Topolczanach jako Walter Rosenberg. W wieku piętnastu lat na podstawie Kodeksu Żydowskiego został wyrzucony z liceum i musiał podjąć pracę jako robotnik.
Po przyjęciu przepisów o deportacji próbował uciec do Anglii, ale został złapany i trafił do obozu koncentracyjnego w Novákach. W czerwcu 1942 roku został wywieziony na Majdanek. Po kilku tygodniach spędzonych na Lubelszczyźnie trafił ostatecznie do Auschwitz, gdzie dostał numer 44 070.
Niemcy umieścili młodego więźnia w tzw. Kanadzie, która zajmowała się sortowaniem rzeczy osobistych przywożonych przez Żydów do obozu. W czasie tej pracy udawało mu się niekiedy coś ukraść, przekupić esesmanów, a tym samym ułatwić sobie życie w obozie. Mimo to Vrba przyłączył się do podziemnego ruchu obozowego i zaplanował ucieczkę.
Po ucieczce ukrywał się na Słowacji, gdzie jesienią 1944 roku dołączył do Słowackiego Powstania Narodowego, z czego był bardzo dumny.
Po wojnie studiował w Pradze i został specjalistą w monitorowaniu procesów chemicznych zachodzących w ludzkim mózgu. W latach pięćdziesiątych wyemigrował. Najpierw mieszkał w Izraelu, później przeniósł się do Kanady. Był dwukrotnie żonaty i miał dwie córki. Zmarł w Vancouver w 2006 roku.
Życie w obozie opisał w książce Utiekol som z Osvienčimu (książka nie ukazała się w języku polskim).
Alfréd Wetzler
Urodził się w Trnawie w maju 1918 roku. Jego rodzice nie byli bogaci, dlatego już w wieku szesnastu lat rozpoczął pracę jako robotnik. Pracował w cegielni, gdzie w 1941 roku został aresztowany za sabotaż. W konsekwencji odsiedział cztery miesiące w więzieniu w Bratysławie.
Całą jego rodzinę zamordowano podczas pogromu na rynku w Trnawie . On sam trafił najpierw do obozu przejściowego znajdującego się niedaleko Trnawy, w mieście Sereď. Stamtąd w kwietniu 1942 roku trafił jednym z pierwszych transportów do Auschwitz, gdzie przydzielono mu numer 29 162.
Wetzler, podobnie jak Vrba, zyskał ważne miejsce w obozie, co niewątpliwie dało mu szansę przeżyć ten terror. Najpierw nosił zwłoki, a następnie pracował jako pisarz w kostnicy, gdzie rejestrował liczbę więźniów, którzy zginęli poza komorami gazowymi. Liczył także złoto, które pozyskiwano z zębów. Jako pisarz miał przegląd tego, co dzieje się w obozie, miał też okazję spotkać więźniów, którzy później pomogli mu w ucieczce. W Auschwitz poznał swoją przyszłą żonę Etelę, która do Auschwitz trafiła w pierwszym słowackim kobiecym transporcie.
Po ucieczce brał udział w Słowackim Powstaniu Narodowym. Po wojnie nie zdecydował się na emigrację, całe życie mieszkał w Bratysławie.
Przez pewien czas pracował jako redaktor, następnie był robotnikiem, później pracował w biurze podróży. Na emeryturze pomagał w bibliotece w Ružinovie. W latach 60. brał udział w procesie oświęcimskim i zeznawał w procesie Adolfa Eichmanna - głównego organizatora deportacji.
Zmarł w 1988 roku. Swoje doświadczenia z II wojny światowej opisał w powieści Ucieczka z Auschwitz.
Przygotowania
Ucieczka Wetzlera i Vrby z Auschwitz nie była w zasadzie niczym wyjątkowym. Historia obozu wskazuje na wiele ucieczek, z czego około połowy zakończyło się powodzeniem. Co zatem wyróżnia tę historię? W przeciwieństwie do Wetzlera i Vrby większość uciekinierów nigdy nie zdobyła się na poinformowanie świata o tym piekle. Ci, którzy zdołali mówić o przeżytym terrorze, nie byli brani poważnie, traktowano ich jako prowokatorów. Warto wspomnieć, że część z tych ucieczek odbyła się „z inicjatywy” esesmanów, którzy specjalnie podjudzali więźniów do ucieczki, by potem, za ich złapanie lub ujawnienie przygotowań do ucieczki, zdobyć dodatkowe dni wolnego lub awans.
W 1943 roku, czyli przed Wetzlerem i Vrbą, z obozu uciekł rotmistrz Witold Pilecki, który sam zgłosił się jako ochotnik do Auschwitz. Będąc w obozie, stworzył ruch oporu pod nazwą Związek Organizacji Wojskowej (ZOW). Pilecki jako jeden z pierwszych składał raporty o tym, co się dzieje za ogrodzeniem z drutu kolczastego. Jednak działające w podziemiu wojsko polskie nie miało odpowiedniej liczby żołnierzy, żeby zaatakować obóz i go wyzwolić. Inni z kolei nie wierzyli (albo nie chcieli wierzyć) w raporty od wojska kraju okupowanego.
Wetzler i Vrba zdobyli cenne informacje od rosyjskiego jeńca wojennego Dimtrija Volkova, który uciekł z obozu Sachsenhausen. To właśnie on doradził przyszłym uciekinierom, żeby nikomu nie wierzyli, nie bali się Niemców jako jednostek, poruszali się tylko nocą i zacierali ślady zapachowe tytoniem i benzyną. Jednak najważniejszą radą Volkova było to, żeby uciekinierzy nie zachłysnęli się wolnością, bo dopiero za obozem zacznie się ich prawdziwa walka o życie.
Na początku 1944 roku Niemcy rozpoczęli rozbudowę obozu w Brzezince. Po obozie rozeszła się informacja, że to dla węgierskich Żydów, których Miklós Horthy (autorytarny przywódca Królestwa Węgier) do tej pory nie pozwolił deportować. Ciekawostką jest to, że organizacja ruchu oporu przekupiła kapo, aby podczas rozbudowy obozu poukładać drewniane bele tak, aby w środku powstała dziura, w której mogłoby się schować kilku więźniów.
Jak wyjaśniono w książce, w obozie były dwa kordony straży: wewnętrzny, czyli ciągle obsadzone wieże strażnicze i drut kolczasty, oraz zewnętrzny – wieże strażnicze w odległości 1 – 3 km od obozu. Na te wieże strażnicy wchodzili za dnia, a wieczorem, po przybyciu do obozu wszystkich ekip roboczych, stawały się one puste. W przypadku braku chociaż jednego więźnia włączano alarm, a strażnicy pozostawali na obwodzie zewnętrznym przez trzy dni. Dopiero wtedy zakładano, że więzień jest już poza obozem, i ściągano strażników. Zatem w nocy, po trzech dniach poszukiwań, wystarczyło ominąć puste wieże strażnicze i rozpocząć walkę o przetrwanie.
Mendel Eisenbach [w niektórych źródłach nosi imię Sándor], przyjaciel Wetzlera i Vrby, jako pierwszy wypróbował tę metodę ucieczki. Towarzyszyli mu trzej więźniowie: Mordka Cytryn, Getzel Abramowicz i Kuba Bałaban. Tydzień później, gdy wszyscy uwierzyli, że uciekinierom się udało, SS przywiozło ich z powrotem do Brzezinki. Zostali złapani w okolicy Porąbki przez niemieckich żandarmów. Wszyscy ustalili jedną wersję zeznań. Mimo przesłuchań nie ujawnili sposobu i trasy ucieczki. Po tym, jak zrzucili winę na brak wartownika na wieży, udało im się uniknąć kary śmierci, zostali „tylko” wychłostani. Vrba, któremu Eisenbach pokazał schronienie, przekonał starszego, rozważniejszego Wetzlera, że ich obowiązkiem jest ucieczka i ujawnienie światu prawdy o Auschwitz.
Wraz ze wtajemniczoną garstką osób stopniowo zebrali potrzebne rzeczy: ubrania cywilne (pozostałość po transporcie holenderskich Żydów), żywność, wodę, nóż, żyletkę (do samobójstwa w przypadku złapania), buty z wysoką cholewką, zegarek, tytoń nasączony benzyną i dwie metalowe rurki. W jednej z nich był plan obozu, plany krematoriów i koszar SS, w drugiej wszystkie dane dotyczące transportów i organizacji życia obozowego oraz informacje o ofiarach. Pierwsza rurka zaginęła podczas ucieczki, druga, ważniejsza, była podstawą ich raportu.
Wetzler i Vrba do schronienia weszli 7 kwietnia 1944 roku, opuścili je dopiero 10 kwietnia, po tym, jak zaprzestano poszukiwań i z zewnętrznych wież strażniczych ściągnięto żołnierzy.
Trasa ucieczki
Dokładnej trasy ucieczki słowackich bohaterów nie można dzisiaj w pełni zrekonstruować, nie ma bowiem zbyt wielu źródeł na ten temat, a i sam teren przez wiele lat uległ znacznej zmianie. Trasa mogła mieć od 130 do 170 km. Poza tym należy pamiętać, że Wetzler z Vrba uciekali w czasach, gdy nie było nawigacji, mieli jedynie zarys mapy i wskazówki, jakie udało im się uzyskać od więźniów, którzy pochodzili z tych okolic lub znali te tereny.
Rezultatem tych utrudnień była pomyłka, która niemal kosztowała ich życie - 10 km od Oświęcimia, w Jawiszowicach, uciekinierzy myśleli, że śpią w lesie, rano natomiast okazało się, że śpią w parku, po którym spacerują esesmani.
Następnie, jak pisał Vrba, w Pisarzowicach zdesperowani potrzebowali pomocy. Nastał biały dzień, a oni, zamiast schronić się w lesie, znaleźli się we wsi. Dobrze wiedzieli, że w okolicy Oświęcimia wiele domów zamieszkanych jest przez przesiedlonych Niemców. Z drżącym sercem zapukali do jednego z budynków. Schronienia udzieliła im starsza kobieta, której syna także zabrano do obozu. Kobieta powiedziała im, gdzie stacjonują Niemcy i którędy iść, by ich uniknąć. Wieczorem Wetzler i Vrba opuścili jej dom i udali się dalej.
Dziesięć dni po opuszczeniu drewnianego schronu na terenie obozu (20 kwietnia 1944) uciekinierzy znaleźli się w okolicy Porąbki, gdzie wcześniej schwytano Eisenbacha. W Porąbce ledwo uszli z życiem. Niemieccy żandarmi od razu zaczęli do nich strzelać. Uciekinierzy, zamiast zasłużonego odpoczynku, musieli biec w góry i gęsty las, by mieć szansę na przeżycie. Vrba w swojej książce pisze, że na szczytach musieli brodzić w śniegu.
W lasach w okolicy Milówki spotkali kobietę, która obiecała pomoc „szwagra” w przejściu na drugą stronę granicy. Mężczyzna przeprowadził Wetzlera i Vrbę pod granicę oraz powiedział, gdzie mają zwrócić się po pomoc w przygranicznej miejscowości Skalité. Tam trafili do domu rolnika Ondreja Čaneckiego, który skrył ich na kilka dni. Za pomoc Żydom Ondrej Čanecký został pośmiertnie nagrodzony izraelskim odznaczeniem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.
Następnie z Čaneckim udali się do Czadcy, gdzie schronienia na noc udzielił im doktor Pollak. Kolejnego dnia uciekinierzy pojechali pociągiem do Żyliny. Tam czekali na nich przedstawiciele gminy żydowskiej, którzy dzięki udzielonym wyjątkom uniknęli transportów do obozów zagłady. W Żylinie obaj mężczyźni uzyskali fałszywe dokumenty z aryjskimi imionami. Odtąd oficjalnie nazywali się: Jozef Lánik (Wetzler używał tego nazwiska jako pseudonimu) i Rudolf Vrba (Walter Rosenberg przyjął jako swoje). Skryto ich w starym żydowskim domu starości. Tam zostali wysłuchani, a na podstawie ich zeznań powstał tzw. protokół oświęcimski.
Raport
W Żylinie napisali 32-stronicowy raport, w którym próbowali opisać swoje dwuletnie doświadczenia z obozu i sposób działania machiny mordowania Żydów z całej Europy.
W pierwszej części przedstawili mechanizm przyjmowania więźniów do obozu: ich podział według domniemanej zbrodni i oznaczenia kolorowymi trójkątami, tatuowanie na przedramionach, golenie włosów oraz sposób ubioru. W głównej części raportu wymieniali transporty z krajów europejskich. Szczegółowo opisali selekcje na rampie. Ocenili, że podczas selekcji do pracy i życia w barakach zabierano maksymalnie jedną dziesiątą osób z transportów. Resztę wysyłano do tzw. łaźni, czyli komór gazowych, a następnie palono w krematoriach.
Raport zawierał również rysunki przedstawiające organizację wewnętrzną obozów.
Dzięki notatkom członków obozowego ruchu konspiracyjnego Vrba i Wetzler byli w stanie podać szczegółowe informacje o tym, jakie transporty przybyły do Auschwitz. Oszacowali, że do kwietnia 1944 roku naziści zamordowali do 1,765 mln. osób. Chociaż liczba nie była i nie mogła być dokładna, ilustrowała ogromne i masowe zjawisko ludobójstwa w okupowanej Polsce. Obecnie szacuje się, że w Auschwitz zginęło łącznie 1,5 miliona ludzi.
Raport został ukończony 27 kwietnia 1944 roku i po raz pierwszy w pełni ujawnił ogrom zbrodni nazistowskich. Protokół, już podczas pisania, był tłumaczony ze słowackiego na niemiecki przez Neumanna Oskara Krasňanskiego.
Wetzler i Vrba wyjechali do Liptowskiego Mikulasza, tam spotkali się z Arnoštem Rosinem i Czesławem Mordowiczem, którzy uciekli z Auschwitz 27 maja 1944. Oni również brali udział w uzupełnieniu raportu. Potwierdzili to, co Wetzler i Vrba wiedzieli już w Żylinie, że transporty przyjeżdżają z Węgier, a komory gazowe i krematoria „przerabiają” do 12 tys. osób dziennie.
Czeski historyk Miroslav Kárný zajął się losem raportu napisanego przez Vrbę i Wetzlera. Z jego badań wynika, że pierwsi przedstawiciele węgierskich gmin żydowskich byli w posiadaniu raportu już pod koniec kwietnia 1944 roku, ale nie przekazali go dalej. Woleli zaufać przebiegającym negocjacjom między nimi a nazistami. W ich obietnice przestali wierzyć dopiero wtedy, gdy do Polski wywieziono 300 tys. osób.
Rozczarowanie
Już w maju słowackiej gminie żydowskiej udało się przekazać raport Vrby i Wetzlera przedstawicielom Watykanu na Słowacji. Giuseppe Burzio wysłał pismo do Watykanu natychmiast po otrzymaniu, ale zgodnie z dokumentacja watykańską protokół w Rzymie znalazł się on dopiero 22 października – pięć miesięcy po jego napisaniu.
Jednak na tym nie koniec opóźnień.
40 dni musiało upłynąć zanim przedstawiciel rządu londyńskiego w Genewie, Jaromír Kopecký, otrzymał swój egzemplarz. Czechosłowacki rząd na uchodźstwie otrzymał fragment protokołu 26 czerwca, całość dotarła do niego dopiero miesiąc później.
Egzemplarz przekazany Międzynarodowemu Komitetowi Czerwonego Krzyża nie spotkał się z żadną reakcją. Przedstawicielom Czerwonego Krzyża łatwiej było wierzyć w kłamstwa nazistów o „cudownym życiu” w obozie niż podjąć jakiekolwiek działanie.
Protokołu nie udało się także opublikować w neutralnej Szwajcarii. Tamtejsze urzędy określiły Raport Wetzlera i Vrby za „świadomy zbiór sprytnie dobranych cytatów”, ponadto rzekomo był on napisany „propagandowym tonem”.
Opóźniły się także publikację w prasie zachodniej. Rząd na uchodźstwie z trudem wywalczył publikację 22 linijek protokołu, co było po prostu śmieszne.
7 lipca Raport trafił do brytyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych. Według dokumentacji minister Anthony Eden natychmiast przekazał tekst premierowi Churchillowi. Jednak nikt nie wpadł na pomysł, żeby nagłośnić i opublikować treść protokołu, zamiast tego Raport trafił w ręce urzędników, którzy go odłożyli ad acta.
To samo stało się w Waszyngtonie. Tam protokół pojawił się po 4 miesiącach od spisania, jednak to nie koniec opóźnień, bo pismo leżało kolejne tygodnie w różnych urzędach, które bały się go publikować. Agencja War Refugge Board miesiąc zastanawiała się, czy medializować zawartość protokołu – stało się tak dopiero w listopadzie.
Słowacki rabin Weissmandel, który uciekł z pociągu do Auschwitz w 1944 roku i udał się do Szwajcarii, w jednym z listów wyraźnie prosił aliantów o zbombardowanie „hal śmierci”, czyli komór gazowych, oraz linii kolejowych z Węgier do Polski.
Jednak nic takiego się nie wydarzyło. Historycy wciąż się spierają, dlaczego tak było. Być może fakty opisane przez dwóch uciekinierów były zbyt niewyobrażalne i niewiarygodne...
Rozczarowanie obu Słowaków było ogromne, Vrba również opisał je w swojej książce [tłum. własne]:
Dlaczego uciekłem? Jaki był tego sens? Czy oni nie zdawali sobie sprawy, że codziennie umrą dziesiątki tysięcy ludzi, że rzeźnicy z Auschwitz przygotowywali się do tego miesiące? Krematoria będą działać 24 godziny na dobę, dopóki nie połkną, dopóki nie połkną miliona ofiar. Czy oni mnie nie zrozumieli? Czy mi nie uwierzyli?
Alfréd Wetzler został na Słowacji, ale zamiast zostać docenionym, doczekał się kolejnych kłód rzucanych pod nogi przez komunistów. Nie mógł nawet wydać książki pod swoim nazwiskiem. Zmarł w odosobnieniu w roku 1988.
Vrba po latach zapytany o Wetzlera powiedział: W tej konkretnej sytuacji byliśmy przyjaciółmi na śmierć i życie, potem nasze drogi się rozeszły.
Pamięć
Ucieczka Vrby i Wetzlera oraz raport, który spisali w Żylinie, mają fundamentalne znaczenie w historii. Mimo to cały czas zbyt wiele się o nich nie mówi. Tak jak już pisałam we wcześniejszych postach: historia Wetzlera i Vrby na Słowacji wcale nie jest powszechnie znana. Vrba wyemigrował i stał się rozpoznawalny na Zachodzie. Wetzler mieszkał w komunistycznym kraju, w którym kwestia ludności żydowskiej nie istniała.
Tak naprawdę głośniej o tych dwóch bohaterach zrobiło się w ostatnich latach.
Rudolf Vrba w 1998 roku otrzymał od uniwersytetu w Hajfie tytuł doctora honoris causa – doceniono w ten sposób jego bohaterską ucieczkę i udział w edukacji młodych pokoleń o Holokauście. Od 1999 roku Międzynarodowy festiwal filmowy o prawach człowieka Jeden svet, który odbywa się w Czechach z inicjatywy Mary Robinson i Václava Havla, przyznaje nagrodę Rudolfa Vrby w kategorii filmów dokumentalnych.
W 2007 roku Vrba i Wetzler otrzymali in memoriam Krzyż Milana Rastislava Štefánika od prezydenta Ivana Gašparoviča. Natomiast 10 lat wcześniej Wetzler został również wyróżniony przez prezydenta Michała Kováča odznaczeniem Rad Ľudovíta Štúra II klasy.
Rodzinne miasta niedocenionych bohaterów (Trnawa i Topolczany) od kilku lat deklarują, że planują ichc uhonorować. Jednak do tej pory nie za wiele się wydrzyło w tej kwestii, jedynie w Trnawie powstały dwie ulice nazwane po uciekinierach z Auschwitz.
Od 2014 roku odbywa się Memoriał Vrba–Wetzler Śladami bohaterów (Po stopách hrdinov). To rajd pieszy na trasie Oświęcim–Skalité zakończony podróżą pociągiem do Żyliny. Jak zapewniają organizatorzy : to marsz ludzi, którzy myślą, czują i nie chcą być tylko biernymi świadkami; to tydzień fizycznego zaangażowania, wspólnych dyskusji i samotnych medytacji. Marsz jest żywym pomnikiem dwóch bohaterów, którzy narażając swoje życie, podjęli próbę ratowania tysięcy Żydów przed pewną śmiercią.
Warto tu również wspomnieć, że kilka lat temu powstał ciekawy film dokumentalny Kroky na hrane. Przedstawiał on bieg sześciu ultramaratończyków, którzy przebiegli trasę ucieczki Wetzlera i Vrby. Reżyser Viliam Bendík połączył w filmie obozowe cierpienie uciekających więźniów z przesłaniem sześciu biegaczy, które miało dotrzeć do nowego pokolenia. Przy tej okazji powstał także projekt spotkań na temat rasizmu, ksenofobii i faszyzmu.
Z kolei w 2019 roku, na podstawie książki Wetzlera, nakręcono film Správa, który Słowacja zgłosiła jako kandydata do Oscara. Dzisiaj już wiemy, że film nie dostał się do wąskiego grona filmów konkursowych.
Jeśli spodobał Ci się mój wpis, to będzie mi miło, jeśli:
✦ zostawisz tu swój komentarz
✦ polajkujesz mój fanpage
✦ udostępnisz ten wpis swoim znajomym
Podczas pisania tego artykułu korzystałam z:
Mikušovič, Dušan: Opísali zverstvá a zostali sklamaní, že Osvienčim nebombardovali. W: sme.sk, artykuł w j. słowackim dostępny online, dostęp 20.03.2021
Mikušovič, Dušan: Dva týždne a 140 kilometrov. Ako dvaja Slováci ušli z Osvienčimu. W: sme.sk, artykuł w j. słowackim dostępny online, dostęp 19.03.2021
Utečenec z Osvienčimu Alfréd Wetzler sa narodil pred 100 rokmi. W: mytrnava.sk.sk, artykuł w j. słowackim dostępny online, dostęp 19.03.2021
Takto vyzerá útek pred smrťou. Neznámy pochod z Osvienčimu na Slovensko. W: komentare.sme.sk, artykuł w j.słowackim dostępny online, dostęp 20.03.2021
Prví o hrôzach Osvienčimu informovali Slováci. W: sme.sk, 08.05.2008, artykuł w j. słowackim dostępny online, dostęp 18.03.2021
Útek z pekla: Svedectvo Vrbu a Wetzlera o pomeroch v Osvienčime zachránilo tisíce životov. W: history.hnonline.sk, artykuł w j. słowackim dostępny online, dostęp 18.03.2021
Dragúň, Stanislav: Odhalili tajomstvo Osvienčimu. W: historickarevue.sme.sk, artykuł w j. słowackim dostępny online, dostęp 20.03.2021
Mikušovič, Dušan: Vrba a Wetzler: Šikovne ušli z Osvienčimu, opísali hrôzy a zostali sklamaní. W: dennikn.sk, artykuł w j. słowackim dostępny online, dostęp 19.03.2021
Brak komentarzy: