6.02.2022

Słowacja to inność oswojona - „Ufo nad Bratysławą” Weroniki Gogoli [recenzja]

Weronika Gogola pokazuje słowacka inność i oswaja ją. Stara się wytłumaczyć Polakom słowacką politykę i mentalność. Ale...


Winna Wam jestem recenzję książki Weroniki Gogoli Ufo nad Bratysławą. Wreszcie znalazłam czas, więc nadrabiam zaległości.


Książka Weroniki Gogoli była długo wyczekiwana. W słowacystycznych kręgach mówiło się o niej od dłuższego czasu, i to nawet na Słowacji. W końcu się pojawiła, w październiku wydało ją wydawnictwo Czarne w swojej serii Sulina, w ramach której ukazuje się szeroko pojęta literatura faktu.

 

Połączenie dwóch czynników, czyli długo wypatrywana książka + duże wydawnictwo, sprawiły, że moje oczekiwania wobec tej książki były wysokie.



 

Ufo nad Bratysławą to rozprawianie się Polki ze słowacką rzeczywistością. Weronika Gogola z jednej strony stara się pokazać, czego nie wiemy o naszych sąsiadach. Z drugiej strony chciała oswoić Słowację dla Polaków, którzy mogą się pogubić w słowackiej historii i polityce.

 

Autorka stara się opisać nieraz zagmatwaną słowacką rzeczywistość, zwłaszcza w dziedzinie polityki. Ciekawie opisuje historię z Mečiarem, zauważyła, dlaczego Słowacy ulegli jego czarowi. Dzisiaj działania byłego premiera byśmy opisali po prostu jako tanie chwyty marketingowe. Co ciekawe, mimo że od czasów Mečiara upłynęło już wiele lat, to patrząc na obecną słowacką scenę polityczną, można odnieść wrażenie, że te tanie chwyty marketingowe wcale nie są przeszłością. 

 

Jednak mam spore wątpliwości, czy osoby zupełnie niewiedzące nic o słowackiej polityce i historii będą w stanie zrozumieć te wszystkie zawiłości.


Założeniem autorki było przybliżyć Polakom Słowację, która jest często spychana do czeskiej szufladki albo jest postrzegana jako kraj tranzytowy, w najlepszym wypadku jest to kraj basenów termalnych i stoków narciarskich. Wydaje mi się jednak, że „przeciętnemu Polakowi”, który nie za wiele wie o Słowacji te wątki polityczno-historyczne nie wniosą za dużo informacji, bardziej interesujące dla niego będą rozdziały jak np. ten o Janosiku, czy o kopaniu grobów, które już były wcześniej publikowane w prasie.


Myślałam, że niczego nowego się nie dowiem z tej książki

 

Jednak się myliłam i z radością się do tego przyznaję. 

 

Chciałabym zwrócić waszą uwagę na liczne wzmianki o Katarínie Kucbelovej i jej książce Czepiec. Do tej pory wiedziałam, że taka książka jest, jednak nie miałam okazji się zaznajomić z jej opisem. Muszę przyznać, że Weronika Gogola rozbudziła moją ciekawość tą książką, dlatego też jeszcze bardziej niecierpliwie będę oczekiwać jej polskiej premiery. Niedawno przyznano dofinansowanie na polski przekład tej książki i publikację w wydawnictwie Ha!Art.


Ale...

 

Nie mam wątpliwości, że książka ta powstała w dobrej wierze, bo przecież sama Wam tutaj tłumaczę i przybliżam Słowację od kilku ładnych już lat. Jednak muszę Wam przyznać, że mam trochę mieszane odczucia względem tej książki. Z jednej strony zamierzeniem autorki było opisać Słowację w sposób przystępny, z drugiej strony na drodze do tej przystępności i łatwości zrozumienia stoi język.


Jako przekładoznawca wyczulona jestem do skupiania się na warstwie językowej, w związku z tym nie umknęły mi liczne słowacyzmy, które niestety nie zostały w żaden sposób zaznaczone w tekście i wytłumaczone. Nie mam tu na myśli słów oznaczonych kursywą, bo te pojedyncze wtrącenia mogą dodawać uroku, ale problem jest w nagromadzeniu tych „ukrytych” słowacyzmów. I o ile ja nie mam problemu z wyłapaniem sensu, to osoby nieznające języka mogą mieć problem.


Przykłady:

 

- klincem do trumny

Chodzi o sformułowanie gwóźdź do trumny (klinec do rakvy), klinec to po słowacku gwóźdź, jednak po polsku kliniec to rodzaj kruszywa.

 

- służby pogrzebowe.

Znowu słowacka kalka pohrebné služby, różnica taka, że słowackie služby, to nie polskie służby, a usługi.

 

- leśnicka wierchuszka.

Słowo leśnicki w języku polskim oznacza coś/kogoś związanego z miastem Leśnica, w języku słowackim lesnícky określa powiązanie z zarządem obszarów leśnych - w języku polskim leśniczy.

 

- Uhorsko, uhorskie.

To także nie zostało porządnie wytłumaczone. Wytłumaczone Uhorsko pojawia się jedynie raz w zdaniu: w Rakúsko-Uhorsku, czyli niegdysiejszych Austro-Węgrzech. Problem w tym, że Polacy mogą nie wiedzieć, że samo Uhorsko to nie Węgry, jakie znamy dzisiaj [bo to po słowacku Maďarsko], ale wielkie, wielonarodowościowe Królestwo Węgier, czyli państwo istniejące blisko 1000 lat, w ramach którego obok siebie mieszkali m.in. Węgrzy, Słowacy, Chorwaci, Serbowie i Rumuni.

 

Było tego zdecydowanie więcej, ale chcę jedynie zaznaczyć, że przez liczne kalki i słowacyzmy, które nie są zaznaczone, ani wytłumaczone [a można było ich uniknąć, dać przypis itd.] mam wrażenie, że książka ta skierowana jest raczej do wąskiego grona osób, które i tak Słowacją się interesują a nie do szerokiego grona osób, które mogłyby się Słowacją dopiero zainteresować. A podejrzewam, że nie taki był zamysł autorki i wydawnictwa.


Podpytywałam także znajomych i oni również mają w tej kwestii podobne zdanie, więc to nie tylko moje „przekładoznawcze zboczenie zawodowe”. 😉


Ciekawa jestem waszych wrażeń z lektury tej książki? Słowacyzmy raziły, przeszkadzały w lekturze? Dajcie koniecznie znać w komentarzu!


Ufo nad Bratysławą

Autor: Weronika Gogola
Wydawnictwo: Czarne
Data premiery: 13.10.2021
Liczba stron: 256


Więcej postów o literaturze słowackiej i książkach związanych ze Słowacją znajdziecie tutaj:

Jeśli spodobał Ci się mój wpis, to będzie mi miło, jeśli:

✦ zostawisz tu swój komentarz

✦ polajkujesz mój fanpage 

✦ udostępnisz ten wpis swoim znajomym

1 komentarz:

  1. Miałam takie same odczucia jako słowacystka, ale nie udało mi się jeszcze porozmawiać o tej książce z kimś niezwiązanym z tym światkiem :)

    OdpowiedzUsuń