„Na szkle malowane” to śpiewogra, która podbiła serca milionów Polaków. Ale nie tylko Polaków. Bo nawet większą popularnością cieszy się ona po drugiej stronie Tatr. Na czym polega fenomen tego musicalu?
Ale zacznijmy od początku
Na szkle malowane to śpiewogra Ernesta Brylla i Katarzyny Gaertner, która powstała na zamówienie Teatru Muzycznego we Wrocławiu i tam miała swą prapremierę w 1970 roku. „Pragnąłem uciec w krainę zabawy, zaproponować widzom wędrowanie po bajkowym i legendowym kraju...” - pisał o genezie utworu autor, tłumacząc jego formę i sposoby obrazowania.[1]
Bryll użył języka poetyckiego stylizowanego na ludową gwarę. Wykorzystał bogactwo poetyki bajarzy z Podhala, którzy łączyli rubaszny humor z liryką i dramatyzmem. Widowisko jest niezwykle barwne, ponieważ aktorzy występują w regionalnych strojach podhalańskich. Jego sztuka składa się z trzech części, które pokazują narodziny, miłość i śmierć słynnego zbójnika Janosika — legendarnego tatrzańskiego zbójnika, który staje w obronie uciśnionych.
Katarzyna Gaertner zadanie stworzenia muzyki do musicalu dostała w sumie przez przypadek. Jak wspomina[2], pierwotnie miał się tym zająć Andrzej Zieliński ze Skaldów, ale grupa miała tournée za granicą i nie udało jej się wrócić w planowanym terminie do kraju. W związku z napiętym harmonogramem — termin premiery był już ogłoszony, przez zbieg okoliczności okazało się, że ona miała czas i zdecydowała się tego podjąć. I tak kompozytorka dostała dwa miesiące na napisanie partii dla solistów.
Mając osiem tygodni utwory kończyłam na kolanie w teatrze. Bywało i strasznie, i śmiesznie. Problem zaczął się od artystów śpiewających dotychczas w operetce. Anioł-sopran zażądał dekorowania partii solowych koloraturą. Tytułowy śpiewak Janosik – popisowych bardzo wysokich tonacji. Grupa tenorów-górali zbojkotowała próby. Uważali, że białe głosy w podhalańskim stylu zniszczą im szkolone wokale. Dziewczyny nie chciały kierpców i góralskich gorsetów. Jedynie żandarmi ucieszyli się, że mają przebój, bo na próbę przyniosłam piosenkę Nie zmogła go kula… i rzeczywiście ten utwór stał się ulubioną sceną musicalu.[2]
Piosenki Katarzyny Gaertner, stylizowane na folklor, a także zawierające w sobie elementy najnowszej muzyki, były nagrywane przez najpopularniejszych wykonawców polskiej muzyki popularnej lat 60 i 70 (Czesław Niemen, Maryla Rodowicz, zespół 2+1). Autorzy nazwali przedstawienie śpiewogrą, aby odróżnić się od zachodnich musicali. Ten neologizm w tamtej rzeczywistości brzmiał bardziej swojsko i mniej drażnił uszy cenzorów niż imperialistycznie brzmiący musical.
Nagrania playbacków były w ekspresowym tempie. Organizacja grupy muzycznej to osobna historia. […] Wracając do pierwszego nagrania – była ścieżka dźwiękowa dla teatrów, dla śpiewogry. Do nagrania dodatkowo od Maryli – wiadomo jakiej – pożyczyłam dwóch muzyków z „łapanki”, dwóch górali. I ten styl „podhalański contry folk” zadecydował na długie lata o powodzeniu sztuki. A przeboje zrobiły się same i poszły swoją drogą. Żyją do dzisiaj własnym życiem. Rodowicz, Frąckowiak, Niemen, Rybiński, Grunwald, Hulewicz, Partita to z nimi nagrałam winyl już nie dla teatrów, ale dla radia i telewizji. Wiele z tych utworów trafiło na listy przebojów, doczekało się również nowych, ciekawych wykonań. To one pomogły piosenkom przeżyć wiele lat, a sztuce dotrwać do współczesnych czasów. Nie tylko w Polsce. [2]
W swojej sztuce autorka przenosi widzów do nowoczesnej karczmy na Podhalu, gdzie młodzi górale i przedstawiciele władzy (leśniczy, celnik) spotykają się na wspólnym biesiadowaniu. W tle słychać Opowiadacza, który jest właścicielem gospody i który opowiada im legendę o Janosiku. Jego słowa ożywiają się na scenie i przenoszą widza do świata baśni, gdzie spotykamy Anioła, Diabła i Śmierć. Bohaterowie utożsamiają się z postacią Harnasia i odkrywają na nowo wartości takie jak męstwo, miłość i niezłomność.
Inscenizacja Jandy, która zdobyła wielkie uznanie publiczności i krytyki, opierała się na dwóch głównych filarach: ponadczasowym dziele literackim, które nie straciło nic ze swej atrakcyjności i aktualności, oraz znakomitych aktorach, którzy wspaniale oddali charakter i emocje swoich postaci. Wśród nich na szczególną uwagę zasługują: Dorota Stalińska jako Diabeł, Emilian Kamiński – Janosik oraz Krystyna Janda jako Anioł. Niezwykle ważną rolę w spektaklu odegrał również zespół Krywań, który był współtwórcą muzyki i zaśpiewał kilka z największych hitów śpiewogry.
Na szkle malowane w reżyserii Krystyny Jandy
Za naszą południową granicą
W swojej czechosłowackiej premierze w 1972 roku spektakl został wystawiony przez Státní divadlo w Brnie pod tytułem Zbojníci a žandáři [Zbójcy i żandarmi]. W 1972 roku w Bratysławie Słowacy mieli okazję po raz pierwszy zobaczyć Na szkle malowane podczas gościnnego występu Teatru im. Juliusza Słowackiego z Krakowa.
Dwa lata później, słowacy mieli już swoją adaptację. Słowacka premiera Na skle malované odbyła się w październiku 1974 roku w reżyserii Karola L. Zachara i przekładzie Emílii Štercovej-Fronkovej w Słowackim Teatrze Narodowym. Choreografią zajął się Štefan Nosáľ, dramaturgią Anton Kret. W rolę tańczącego i śpiewającego Jánošíka wcielił się Michal Dočolomanský.
To był dla nas cud, wtedy nie nazywano tego musicalem, ale operą rockową – wspominała początki śpiewogry na Słowacji Emília Vášáryová, która wcieliła się w postać Anioła. [3]
Na prostej scenie z ogromną tekstylną zjeżdżalnią, na której Michal Dočolomanský wykonywał salta, wystąpili również inni czołowi słowaccy aktorzy np. Emília Vášáryová, Božidara Turzonovová, Soňa Valentová, Elo Romančík, Oldo Hlaváček czy Juraj Slezáček.
Nikt nie mógł wtedy przypuszczać, że ten spektakl przez ponad 30 lat (z kilkoma przerwami) doczeka się prawie 650 wykonań. [3] Co ciekawe, w ostatnim spektaklu w reżyserii Zachara, który został odegrany w 2004 roku udział wzięło wielu członków oryginalnej obsady, w tym Michal Dočolomanský.
Spektakl doczekał się także nowych inscenizacji, w 1993 roku w Teatrze im. Jonáša Záborskiego w Preszowie Janosik został przeniesiony do czasów współczesnych i zamiast w góralskich portkach na scenie pojawił się w dżinsach. Ta wersja z afiszów nie schodziła przez 13 lat, podczas których odegrano ją ponad 400 razy. W 2004 roku w Teatrze Miejskim w Żylinie pojawiło się Na szkle malowane z wokalistą zespołu Arzén - Jaroslavem Gažem, w roli głównej. W Żylinie śpiewogra była grana 243 razy w ciągu 10 lat. [4]
Ján Slezák w roli Janosika
W 2004 roku w bratysławskim teatrze Nová scéna pojawiła się nowa, bardziej rockowa inscenizacja w reżyserii choreografa Jána Ďurovčíka. Nowego przekładu dramatu Brylla dokonał znany słowacki poeta Ľubomír Feldek, muzyką zajął się Henrich Leško, do roli tancerzy zaangażowano członków SĽUKu a w roli głównej obsadzono Jána Slezáka. 31 grudnia 2009 roku odegrano 150 przestawienie i zakończono go wystawiać.
Jednak nie na długo.
Na deski Nowej Sceny Na szkle malowane powróciło już w 2012 roku, by ratować instytucję w niezbyt dobrej sytuacji finansowej – po prostu wyciągnięto „tajną broń”. Po kilku latach ponownie nastąpiła przerwa.
Ďurovčík i Slezák jednogłośnie przyznają, że musical ten jest wyjątkowo wymagający zarówno pod względem technicznym, jak i fizycznym.[5] Dlatego też w ostatnich latach Na szkle malowane kilkukrotnie powracał na teatralne deski, wtedy jest grany 10-20 razy, a następnie dochodzi do dłuższej, nawet rocznej, przerwy.
W 2023 roku Na szkle malowane w reżyserii Ďurovčíka ponownie wrócił na afisze. Wersja ta na teatralnych deskach z przerwami obecna jest już 18 lat i ma już za sobą ponad 500 wystawień. A ile jeszcze przed, to się dopiero okaże.
Obsada Na szkle malowane w reżyserii Jána Durovčíka
Fe-no-men
Szacuje się, że dzieło to na Słowacji w ciągu ostatnich 49 lat w kilkunastu produkcjach, w tym czterech dużych adaptacjach teatralnych, wystawiono łącznie ponad 2 tysiące razy! U na było to około 600 razy.
Vášáryová wspomina [3], że sam Ernest Bryll nie mógł uwierzyć własnym oczom, gdy podczas spektaklu w amfiteatrze w Bańskiej Bystrzycy zobaczył ludzi siedzących na drzewach i tłumy, które nie chciały wypuścić aktorów ze sceny. Ponoć był bardzo zaskoczony, że Na szkle malowane to taki wielki fenomen na Słowacji.
Skąd u naszych południowych sąsiadów aż taka popularność polskiej śpiewogry?
Powodów jest kilka.
Po pierwsze aktorzy. Tak jak u nas najczęściej wspomina się Emiliana Kamińskiego jako tego legendarnego Janosika w inscenizacji Krystyny Jandy. Tak na Słowacji niedoścignionym Janosikiem okazał się Michal Dočolomanský, w adaptacji przygotowanej przez Słowacki Teatr Narodowy. Aktor nawet 15 lat po śmierci jest przez Słowaków darzony wielką sympatią, nie tylko za wspomnianą rolę Janosika, ale także m.in. za to, że użyczył swojego głosu Misiowi Uszatkowi, przez co zapadł w pamięć wielu pokoleniom Słowaków.
Po drugie muzyka. Jak wspomina Katarzyna Gaertner:
Czasem zastanawiam się, czy kluczem do sukcesu musicalu Na szkle malowane był styl "country folk rock". Czy może piosenki na antenie lansowały przedstawienie? Widzowie wychodzili z teatru nucąc Na sianeczku, sianie, na sianie kochanie, albo Hej baby dokąd panować będziecie nad nami. Swojska nuta, nośne szlagworty [wyraz lub zwrot w piosence łatwy do zapamiętania, wpadający w ucho - przyp. Słowacystka] Brylla łatwo się „czepiały” i dlatego dużo teatrów wystawiało sztukę. Kolibajkę aktorzy często bisowali przerywając spektakl. [...] Natomiast w radio Kolibajka nagrana przez Marylę znalazła się od razu na czele listy przebojów. Najłatwiej było Skaldom osiągnąć podhalański zaśpiew. Piosenka Kochali my kochali oczywiście też trafiła na listę przebojów. Wątki ludowe zapoczątkowały w muzyce nurt etno. Świetnie zabrzmiały teksty Brylla stylizowane po „góralsku”. Najbardziej zaskoczyły wszystkich wykonania Frąckowiak i Niemena. Choć piosenki pochodziły z musicalu, to na antenie ekspresyjny styl ich wokali stał się sensacją. Czesiek Niemen uczył się soulu od czarnych wokalistów R&B. Zaśpiewał niesamowicie te utwory. Podobnie było z Haliną. Jej wysokie, dynamiczne dźwięki były dotychczas niespotykane w polskiej piosence. Jednakże najwięcej zagranicznych wersji miała Nie zmogła go kula. Andrzej Rybiński i Jerzy Grunwald z Partitą nagrali ją w prostym stylu coutry.[2]
Także w przypadku słowackiej wersji przedstawienia, trzeba się zgodzić z kompozytorką. Wpadające w ucho piosenki, na stałe weszły do kanonu słowackiej muzyki popularnej. Ba, Lipową łyżkę w wykonaniu Dočolomanskiego można regularnie usłyszeć w radiu. U nas, dzięki temu, że top gwiazdy sceny muzycznej lat 70. nagrały płytę, a piosenki były często obecne w mediach, większą popularnością cieszyły się utwory z pierwszej inscenizacji, niż te w wykonaniu zespołu Krywań.
Lipową łyżkę w wykonaniu Dočolomanskiego do dzisiaj można usłyszeć w radiu
Jednak od ponad 18 lat sukces święci wersja Ďurovčíka ze Slezákiem w roli głównej, więc same sympatie i sentymenty Słowaków do Dočolomanskiego i jego głosu, to nie wszystko. Także na Słowacji spory wkład w niegasnącą popularność tej śpiewogry ma folklor. Obecnie u nas folklor jest często traktowany jako „wieś” - coś obciachowego, na Słowacji jest on żywym elementem tożsamości narodowej. Obecny jest w kulturze i w życiu codziennym, jest dziedzictwem kulturowym kraju.
Nie mniej ważną rzeczą jest to, że przecież Na szkle malowane jest od początku do końca o Janosiku, który do dziś uważany jest za bohatera narodowego, a nie złodzieja i przestępcę. Postać Janosika na Słowacji szybko obrosła w legendy, baśnie, które następnie przemieniły się w mit zbójnika, który jak Robin Hood zabierał bogatym i dawał biednym. Przy okazji zaczęto mu przypisywać wiele czynów i magicznych zdolności, miał on np. zbójować po całych Tatrach, ponoć był wykształconym klerykiem, pisał listy do samej cesarzowej Marii Teresy. Ponadto dzięki wiedźmom, zależnie od wersji podań, miał mieć magiczne kierpce, ciupagę, koszulę, kapelusz czy pas. Jednak nie należy zapominać, że prawda o Janosiku jest zgoła inna, historycy są zgodni — był zwykłym zbójem i nikim więcej.
Michal Dočolomanský i Ján Slezák razem na scenie
Na koniec trzeba też wspomnieć o formie przedstawienia, które jest ciekawą, i raczej rzadko spotykaną, formą łączącą elementy folkloru, muzyki country i rocka oraz humoru i dramatu. Trzeba przyznać, że Słowacy uwielbiają musicale. Na deskach słowackich teatrów oprócz adaptacji zagranicznych utworów, często pojawiają się oryginalne, słowackie dzieła. Co ciekawe, w 2021 roku teatr Nová Scéna stworzył swój musical o Janosiku, ale do popularności Na szkle malowane mu daleko.
I właśnie w ten sposób od premiery Na szkle malowane na Słowacji minęło już blisko 50 lat i jak do tej pory żadne inne przedstawienie nie jest w staniemu dorównać.
Na koniec zostawiam Wam Na szkle malowane w pierwszej, najbardziej popularnej adaptacji Słowackiego Teatru Narodowego.
Miłego oglądania!
Jeśli spodobał Ci się mój wpis, to będzie mi miło, jeśli:
✦ zostawisz tu swój komentarz
✦ polajkujesz mój fanpage
✦ udostępnisz ten wpis swoim znajomym
___
Brak komentarzy: