W samym sercu tatrzańskiej zimy rozegrała się niezwykła akcja ratunkowa. Ewakuacja partyzanckiego szpitala stała się symbolem odwagi i poświęcenia.
Każda wielka historia to zlepek małych dziejów, w których bohaterami są zwykli ludzie. Nie inaczej jest z historią Słowackiego Powstania Narodowego, na które składa się m.in. historia brawurowej ewakuacji szpitala partyzanckiego, o której chciałabym Ci dzisiaj opowiedzieć.
Wnocy 27 na 28 październikawojska powstańcze dostały rozkaz wycofania się z Bańskiej Bystrzycy na Donovaly a generał Rudolf Viest rozwiązał
armię powstańczą i wyraził zgodę do przejścia na walkę partyzancką. Powstańcy wycofali się do gór, jednak ze
względu na to, że powstanie było planowane jako szybka i zwycięska akcja, w
której wspomóc Słowaków miała Armia Czerwona (czego nie zrobiła, podobnie jak w przypadku Powstania Warszawskiego), nikt tak naprawdę nie był
przygotowany na zimę w górach. Niemniej powstańcy (a właściwie już partyzanci) walczyli z Niemcami aż do końca wojny.
Dziś o tym, że w słowackich górach toczyły się boje, świadczą liczne tablice pamiątkowe, pomniki i cmentarze. Te znajdziesz m.in. w Dolinie Demianowskiej czy w Tatrach Zachodnich.
Partyzanci znali doskonale górskie tereny, dzięki czemu udawało im się wymykać wojskom niemieckim. Jednak nie obyło się to bez strat, wojska niemieckie dokonały okrutnej
zemsty za opór przeciwko nim w postaci Słowackiego Powstania Narodowego -
większość schronisk, chat górskich zostało spalonych, często także mordowano ludność cywilną.
Szpital partyzancki na Rohaczach
W dniach 8 i 9 grudnia 1944 r. oddziały faszystowskie przeprowadziły skoncentrowany atak na placówki partyzanckie w Rohaczach. W tym czasie w schronisku na Zwierówce znajdowało się kilku rannych partyzantów. Partyzantom, którzy spodziewali się ataku udało się jednak dzień wcześniej przenieść rannych do chaty pod Salatyńskim Wierchem (Salatín). Wskutek ataku oddziałów faszystowskich zginęło 21 partyzantów, którzy pochowani są na cmentarzu partyzanckim u wylotu Doliny Łatanej, a samo schronisko spłonęło.
Szałas ten został zbudowany jeszcze przed wojną i służył jako schronienie dla myśliwych i leśników. W czasie wojny ukrywały się tam rodziny żydowskie, a od 7 grudnia 1944 do 12 lutego
1945 roku chatka stała się schronieniem dla rannych z I Słowackiej
Brygady Partyzanckiej im. Štefánika, którą dowodził Peter Veličko.
Od tego czasu czternastu ciężko chorych i rannych znajdowało się w tym prowizorycznym szałasie. Opiekował się nimi student medycyny Juraj Bernát wraz z pielęgniarkami-wolontariuszkami Kataríną Horską-Šimanovą i jej siostrą Boženą. O bezpieczeństwo dbał Jozef Holeš, który jednocześnie był pacjentem.
Ranni partyzanci: Jozef Holeša (Słowak, chory żołądek), Miťka Brodin (Rosjanin, ranna kostka), Tkačenko (Rosjanin, ranna ręka i płuco), Jan Repiščák (Słowak [w niektórych źródłach: Polak Rzepiszczak - przyp. Słowacystka], ranne kolano), Selezňov (Rosjanin, ranna noga), Maksim Olejnikov (Rosjanin, odmrożenia nóg), Alexej (Rosjanin, ranna noga), Viktor Čubarov (Ukrainiec, postrzał nogi), Tichon Sidniakov (Rosjanin, postrzał nogi), Kapitan Sokolov (Rosjanin, ranna noga), Anton Guta (Słowak, ranna noga), Ivan Rešetňov (Rosjanin, postrzał nogi), Rudolf Budoš (Słowak, ranna noga), Ján Kuchárik (Słowak, chore nogi)
Ze względu na to, że wydeptane ślady w śniegu szybko doprowadziłyby do szpitala Niemców, ranni partyzanci od 7 grudnia 1944 r. zostali pozostawieni sami sobie. Nie mieli wielkich zapasów żywności ani lekarstw. Mieli tylko 7 kilogramów grochu. Przed śmiercią uratował ich przypadkowo znaleziony martwy koń. Dzienna racja żywnościowa na osobę była ściśle ograniczona - 10 ziaren grochu i 100 gramów mięsa. Pili roztopiony śnieg.
Zaopatrzenie medyczne szpitala składało się z piły, scyzoryka, pęsety, igły i nadmanganianu potasu jako środka antyseptycznego. Używając tych narzędzi, medyk Bernát przeprowadził amputację wszystkich palców u stóp partyzanta Olejnikova, któremu groziła śmierć, ponieważ do ran powstałych w wyniku odmrożeń wdarła się gangrena. Operację przeprowadził w nocy, bez znieczulenia, w asyście pielęgniarek.
Warto dodać, że Bernát nie był nawet wykwalifikowanym lekarzem, był zaledwie studentem medycy, który właśnie kończył czwarty semestr.
Decyzja o ewakuacji
Jednak przeszywający mróz, brak żywności i to, że Niemcy stopniowo zajmowali całą Rohacką Dolinę, doprowadziło do decyzji o tym, że należy przetransportować rannych z gór do cywilizacji.
Po pomoc udał się najzdrowszy z nich wszystkich Juraj Bernát. Poszedł bez żywności, mapy czy kompasu, bez należytego odzienia, w starym kożuchu, bez rękawic, w butach uszytych z końskiej skóry. Przez plecy przewieszony miał pistolet maszynowy, gotów do strzału w razie natknięcia się na patrol niemiecki. W środku tatrzańskiej zimy, w głębokim śniegu, Bernát udał się przez grzbiet górski do Polski, aby uzyskać pomoc. W tym czasie Zakopane było już wyzwolone i znajdowały się w nim wojska Armii Czerwonej.
Szedł tamtędy pierwszy raz, wiedział z grubsza, gdzie leży Zakopane.
Właściwie mógł odetchnąć z ulgą dopiero wtedy gdy natknął się na
pierwszy radziecki patrol w Dolinie Chochołowskiej. Podróż zajęła mu 50 godzin [niektóre źródła mówią o 60 godzinach].
Na miejscu udało mu się zorganizować ratowników Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Mimo braku odpowiedniego wyposażenia osobistego oraz sprzętu
ratunkowego, który został utracony podczas wojny, członkowie pogotowia
podjęli się akcji. Niestety, niedobór żywności był kolejnym problemem, z
którym musieli się zmierzyć. Wsparcie ze strony władz miejskich było
ograniczone, ale niezbędne – ratownicy otrzymali po pół bochenka chleba
na osobę przed rozpoczęciem misji, a drugie pół po jej zakończeniu.
W księdze wypraw ratunkowych TOPR widnieje następujący opis przebiegu wyprawy, zapisany ręką jej kierownika:
...Nazajutrz,
tj. w dn. 11 II 1945., o godz. 5. Pogotowie stawiło się we wskazanym
miejscu w składzie: kierownik [Zbigniew Korosadowicz - przyp. Słowacystka], Marusarz Stanisław, Wawrytko Jakub,
Wawrytko Wojciech, Wawrytko Stanisław, Orlewicz Marian, Faden Józef,
Szeligiewicz Marian, Byrcyn Stanisław, Ceberniak Jan, Majerczyk
Stanisław, Gąsienica Tomkowy Jan, Zarycki Szymon i Gąsienica Władysław.
Razem 14 ludzi. Wraz z lekarzem partyzanckim Juraiem Bernatem, który
miał służyć za przewodnika, udaliśmy się sankami do Doliny
Chochołowskiej.
Po
dotarciu na Polanę Chochołowską — tu spotkaliśmy pierwsze oddziały
partyzanckie — dalszą drogę odbyliśmy na nartach, lub pieszo. Ponad
Litworowym Żlebem podążyliśmy ku grani Długiego Upłazu, który
przekroczywszy w Łuczniańskie Przełączce zeszliśmy do Doliny Łatanej.
Jej dnem, o później zboczami Szyndlowca w poprzek ujścia Doliny
Rohackiej i dalej zboczami leśnymi, postępując wydeptaną przez patrole
partyzanckie ścieżyną, wśród bardzo ciężkich warunków terenowych
osiągnęliśmy już nocą maleńką chatkę myśliwską, w której znajdowali się
ranni partyzanci.
Chatka
to znajdowała się na zboczach Przedniego Salatynu, na zachód od
Zwierówki, paręset metrów ponad dnem doliny. Jak się okazało, już poza
linią placówek niemieckich. W chatce znaleźliśmy 4 rannych żołnierzy
partyzanckich, ponadto dwie partyzantki oraz trzech zdrowych
partyzantów. Po dotarciu na rzeczone miejsce zorientowaliśmy się, że
znajdujemy się w bardzo ciężkiej sytuacji, że przetransportowanie
rannych, bez spotkania się z przebywającymi w dolinie Niemcami, będzie
przedsięwzięciem niezwykle ciężkim. Droga, którą ekspedycja dotarła na
miejsce, była nie do przebycia i powrotem, zważywszy konieczność
ciągnięcia rannych na toboganach [rodzaj sani ratunkowych z dyszlami - przyp. Słowacystka].
Wobec
tego po naradzie z Juraiem, powziołem inny plan. Z chatki — z której
wyruszono około godz. 3 nad ranem — spuściliśmy się wprost ku dnu
doliny, po czym tuż ponad nim przemykając się w odległości około 150
(stu pięćdziesięciu) metrów od placówek niemieckich podążono ku wylotowi
Doliny Łatanej. Następnie Doliną Łataną na Łuczniańską Przelączkę i do
Chochołowskiej.
Przetransportowanie
toboganów z rannymi w tych warunkach było istotnie przedsięwzięciem
niezwykle ciężkimi i niebezpiecznym. Wszyscy ratownicy dali z siebie
maksimum sil i energii — cała ekspedycja obfitowała w niezwykle
dramatyczne momenty, była ogromnie ciężka i wyczerpująca. Było to
niewątpliwie najtrudniejsze i najbardziej niebezpieczna wyprawa, jakiej
kiedykolwiek Pogotowie dokonało. Do Doliny Chochołowskiej przybyliśmy w
dniu 12 II 1945. o godz. 4 po południu. Stąd już sankami do Zakopanego.
Naczelnik Służby Ratunkowej
Z. Korosadowicz
Akcja ratunkowa miała miejsce 11 i 12 lutego 1945 roku. Mimo srogiej zimy polskim ratownikom, wraz z doktorem Bernátem, udało się dotrzeć do szałasu. Owinęli rannych w koce i załadowali na sanie. Przebicie się przez linie wroga okazało się wyjątkowo trudne podczas ewakuacji rannych. Trasa, którą grupa dotarła do bazy partyzanckiej, była nieprzejezdna dla sanek. W obliczu tych przeszkód dowódca misji, wykorzystując swoją wiedzę o terenie, zdecydował się na ryzykowny manewr – wybrał alternatywną ścieżkę, która była do pokonania z toboganmi, lecz prowadziła blisko niemieckich posterunków. W ten sposób rozpoczęli trudną drogę powrotną przez tatrzańskie granie, w śnieżycy i wśród faszystowskich patroli.
Choć ranni i personel medyczny byli wyczerpani i niedożywieni, wszyscy bezpiecznie dotarli do Zakopanego.
Niemcy cały czas szukali partyzanckiego szpitala. W końcu go znaleźli i spalili. W tym czasie partyzanci byli już jednak w Zakopanem.
Szałas służył jako szpital od 7 grudnia 1944 r. do 12 lutego następnego roku.
Po wojnie
Historia
wyprawy ratunkowej stała się tematem dwóch filmów: pierwszy z nich to Bílá tma z 1948 roku (reż. František Čap, Czechosłowacja), drugi – Błękitny krzyż (reż. Andrzej Munk, Polska 1955). W polskiej produkcji wystąpiło kilku uczestników akcji. Scenariusz tego filmu był oparty na opowiadaniu „Droga po życie” Adama
Liberaka. Film był realizowany w latach PRL, dlatego cenzura wykreśliła
ze scenariusza nazwisko Zbigniewa Korosadowicza, kierownika tej wyprawy,
który był „niewygodny” dla ówczesnych władz. Na temat wyprawy wiele też
pisano, ale często fabuła zbeletryzowana zawierała sporo nieścisłości.
Bílá tma
Błękitny krzyż
W 2000 roku polskie służby ratownicze TOPR wprowadziły tradycję marszu śladami akcji na Zwierówce. Polscy ratownicy wyruszają z Doliny Chochołowskiej na Grzesia, gdzie spotykają się ze słowackimi kolegami, którzy docierają tam ze
Zwierówki.
Spalony budynek odbudowano w 1969 roku, a w 1986 roku otwarto
tu mini muzeum z ekspozycją zdjęć. Jednak upływ czasu jest nieubłagany i potrzeba więcej pieniędzy, aby utrzymać ten pomnik historii SNP.
W 2024 roku, z okazji 80 rocznicy Słowackiego Powstania Narodowego szałas został całkowicie wyremontowany. Fundusze na renowację zostały pozyskane przez Zväz protifašistických bojovníkov. Prace remontowe wykonali lokalni ochotniczy ratownicy górscy. W najbardziej intensywnym okresie prac, na miejscu działało nawet 20 osób. Zadanie to było wyjątkowo trudne, głównie ze względu na konieczność wniesienia około pięciu ton materiałów budowlanych na zbocze.
Budynek obecnie pełni funkcję mini-muzeum. W jego wnętrzach zgromadzono eksponaty związane z lokalną działalnością partyzancką w czasie Słowackiego Powstania Narodowego. Przed budynkiem znajdują się tablice opisujące historię tego obiektu oraz fotografie polskich ratowników i osób, które znalazły schronienie w Zakopanem.
Aby odwiedzić to miejsce, należy podążać żółtym szlakiem ze Zwierówki. Wędrówka do celu zajmuje około godziny, a odległość wynosi niespełna 3 kilometry. Na trasie znajduje się pomnik upamiętniający Powstanie oraz altana, gdzie można odpocząć. Szlak ten jest również dostępny dla turystów w okresie zimowym.
Więcej o słowackich górach i o tym, jak się przygotować na górskie wędrówki:
Jeśli spodobał Ci się mój wpis, to będzie mi miło, jeśli:
Jestem Ola i jestem słowacystką z wykształcenia i zamiłowania. Na co dzień jestem tłumaczem i dużo piszę, a mimo to ciągle odczuwam głód słowa, który przemieniam tutaj na posty.
Jestem autorką wszystkich zamieszczonych tu tekstów (chyba, że podpis wskazuje inaczej). Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie i wykorzystywanie bez mojej wiedzy oraz pisemnej zgody, ani na cytowanie bez podania bezpośredniego i aktywnego odnośnika do bloga.
Brak komentarzy: